3 czerwca 2014

Pierwszy rok…dobry rok…za nami

Rok. Dziś mija rok od czasu, gdy Hanka przewróciła nasze życie do góry nogami. Rok od dnia, w którym maleńka istotka pojawiła się w moich ramionach i całkowicie podbiła moje serce. Rok od dnia, od którego już nic nie jest takie samo. I choć sporo się zmieniło, wiele rzeczy dzieje się inaczej, trzeba było mnóstwo przeformatować, dostosować do nowych okoliczności i nowych wydarzeń, nie zamieniłabym tego roku na nic innego. Dziś zdecydowałam się na chwilę podsumowania tych ostatnich 12 miesięcy.






Miesiąc 1.
Pierwsze dni w domu z maluchem były trudne. To pewnie wspaniały czas, ale dla rodzica po raz pierwszy, młodej mamy bez doświadczenia, to także czas stresu, ciągłego myślenia, czy wszystko dobrze się robi. Ciągłe starania by niemowlak miał sucho, by był najedzony i wyspany, żeby wreszcie po prostu nie płakał i dał przespać ciągiem trzy godziny. Do tego doszły kłopoty z karmieniem, co choć naturalne u niedoświadczonej mamy, to potęguje stres. Większy stres, gorsze efekty laktacyjne, gorsze wyniki karmienia, większy stres. I kółko się zamyka.

Miesiąc 2.
Hania rośnie. Problemy z karmieniem, dzięki fachowej pomocy, wsparciu najbliższych i wielu, wielu próbach, odchodzą w niepamięć. Pojawiły się niestety wieczorami małe kolki. Patrzenie na swoje płaczące maleństwo bez możliwości natychmiastowej pomocy okazuje się strasznie ciężkie dla rodziców. Dobrze, że dolegliwości kolkowe były minimalne i trwały zaledwie dwa miesiące. Córa coraz częściej reaguje na otoczenie. Uśmiecha się, zaczyna interesować zabawkami. Miło jest patrzyć, jak twoje dziecko rozpoznaje cię i wita uśmiechem. Gdy tylko przychodziliśmy do niej, ja albo mój Maciek, Hanulka uśmiechała się szeroko. To był fantastyczny początek dnia.

Miesiąc 3.
Hania trzyma już grzechotkę. Zaczyna się interesować rączkami i stópkami. Pojawiają się pierwsze dźwięki. Młoda mniej lub bardziej świadomie, zaczyna werbalizować pierwsze samogłoski. Gadamy sobie zatem aaaaaa, uuuuuu, oooooo. Tak nam mijają popołudnia. A na koniec miesiąca jedziemy na pierwsze rodzinne wakacje na Mazury.

Miesiąc 4.
Hania walczy z odwracaniem się z plecków na brzuszek. Raz wychodzi, a raz nie, ale próby sprawiają jej wiele radości. Zwykle kończą się na boczku, co z kolei bawi głównie mnie. Zaczęliśmy też chodzić na basen. Początki były niepewne, ale z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. Niestety okazuje się, że Hania nie lubi jeździć w wózku, więc spacery są przyjemne i ciche tylko gdy śpi. W przeciwnym razie jest awantura.

Miesiąc 5.
Pierwsze pokarmy stałe: brokuły, marchewka i jabłko. Co prawda większość pokarmu ląduje na śliniaku, ale radość z nowych doznań smakowych jest ogromna. Powoli uczymy się co Hani smakuje lepiej a co z jej diety musi zniknąć. Zaczynają pojawiać się też w pełni przespane noce, matka szczęśliwa strasznie bo wstaje czasem przed dzieckiem. Wszystko jednak trwa do momentu aż pojawią się pierwsze zęby. Hanka zaczęła się też śmiać, tak głośno i radośnie. Ona się śmieje…my padamy ze śmiechu…a tata potrafi ją rozśmieszać najlepiej na świecie.

Miesiąc 6.
Hanka na brzuchu już wywija oberki. Jak ma w zasięgu wzroku zabawkę, odwraca się do niej i jeśli trzeba turla z brzuszka na plecy i z powrotem, aż w końcu dociera do celu. Potrzebuje też coraz więcej atencji, więc mama nie ma nawet chwili spokoju. Robimy razem wszystko. Gotujemy, sprzątamy i bawimy się na podłodze. Tata wciąż jest najzabawniejszą istotą na świecie, a jeśli córa może się z nim śmiać siedząc przy tym, wygląda na najszczęśliwszą istotę we wszechświecie. 

Miesiąc 7.
Przyszedł grudzień. To nasze pierwsze Święta. Hanka już świetnie siedzi, więc zapowiadała się udana Wigilia. Okazał się jednak, że przy stole Hanuli wciąż brakuje manier. Widelce i łyżki spadały na podłogę, barszcz o mało co nie przyczynił się do trwałego wystroju wnętrza. Za to prezenty były frajdą. A na koniec miesiąca - sylwester ze znajomymi. Hania spała spokojnie w turystycznym łóżeczku, a my z Maćkiem podziwialiśmy fajerwerki nad Warszawą.

Miesiąc 8.
Styczeń zaczął się od pierwszego przeziębienia. Katar, kaszel i niewysoka temperatura utrudniała codzienne życie. Przyszedł czas by użyć termometrów, "Fridy" podłączanej do odkurzacza i inhalatora. Hanka okazała się być dzielnym pacjentem i z gracją wychodziła ze wszystkich zabiegów prowadzonych przez rodziców. Okres ten zbiegł się też z pierwszymi zębami…i choć powodowało to częstsze wybudzanie w nocy, to całe ząbkowanie przechodziliśmy (i nadal przechodzimy) bardzo łagodnie. Nowy rok to także nowe umiejętności. Hania zaczęła powoli raczkować. Najpierw do tyły, a potem też do przodu. To był początek. Szybko okazało się, że będziemy za córką biegać po całym mieszkaniu. 

Miesiąc 9.
Hania popyla po mieszkaniu. Nigdy nie wiadomo gdzie jest, gdzie zajrzy i co gorsze w co i czym przywali. To początek licznych guzów i siniaków, które stały się naszym udziałem i wciąż nam towarzyszą. Sama też powoli odstawia się od piersi wybierając mleko z butli, no bo przecież z butlą można wszystko oglądać i jest ciekawiej. Powiem szczerze, że cieszę się ze była to jej decyzja i tak gładko poszło. W lutym były też moje urodziny. Pierwszy raz na dłużej zostawiliśmy małą z nianią i wieczorem poszliśmy z Maćkiem świętować. Pierwszy raz mogłam się spokojnie napić ukochanego wina i polatać po mieście.

Miesiąc 10.
W marcu wybraliśmy się w Alpy. Hania, w przeciwieństwie do większości dzieci w jej wieku, nie lubi jazdy samochodem, więc jedziemy całą noc. Na miejscu spacery (niestety wciąż z awanturą), jazdy na sankach i pierwszy poważny kontakt ze śniegiem. Idą też kolejne zęby, co skutkuje marudzeniem i temperaturą. Na nartach/desce jeździmy zmianowo, jeden dzień ja, jeden dzień mąż. W drodze powrotnej znów noc w samochodzie, ale wyjazd jest jak najbardziej udany.

Miesiąc 11.
Hania chodzi już od kilku tygodni przy meblach. Wyszły już dwie dolne jedynki, więc mamy w domu szczerbatego łobuza. Maciek mówi, że Hanka nadaje się idealnie na otwieracz do piwa :) Spacery stały się przyjemniejsze odkąd zmieniliśmy wózek na spacerówkę (parasolkę). Hania jest zainteresowana widokami i łatwiej jest zdobywać kolejne kilometry w okolicach domu. Na Wielkanoc jest już na tyle dobrze, że dziadkowie angażują się w spacery, a rodzice mają "urlop" od młodzieży.

Miesiąc 12.
No i przyszedł maj. Idą zęby, idzie też Hania. Co prawda za rękę, ale na własnych nogach. Jak się zapomni, czasem nawet samodzielnie. Kilka kroków, ale jestem pewna że jeszcze chwila i pójdzie sama. Ten czas minął nie wiadomo kiedy. Przeciekł jakoś między palcami. Jeszcze niedawno trzymałam maleńką dzidzię na rękach, teraz śmiga po mieszkaniu mała panienka, uśmiecha się, bawi zabawkami i czeka na ojca wracającego z pracy. 6 zębów za nami, a przed nami kolejny rok….lata :)

To był dobry rok! Oj tak, to był bardzo dobry rok! Człowiek uczy się nie tylko dziecka ale i na nowo siebie. Już się boję jak szybko teraz będą mijać mi kolejne miesiące, mam jednak nadzieje, że moja córka w każdej z tych chwil będzie szczęsliwa. Bo to jest dla mnie w życiu teraz najważniejsze…szczęście mojej rodziny!

Haniu, życzę Ci rzeczywistości piękniejszej od marzeń… :*




A wy pamiętacie swój pierwszy rok?

3 komentarze:

  1. Piękny rok :) Zupełnie inny od poprzednich, zwariowany, ale niezapomniany :) Wszystkiego najlepszego dla Hani :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry rok . Dzieci tak szybko rosną :) . Najlepszego dla księżniczki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje roczku! Pierwszy rok faktycznie chyba najtrudniejszy bo trudno sie dogadac…ale teraz bedzie juz super…a z córeczką to rewelacyjnie!

    OdpowiedzUsuń