29 maja 2014

Czwartek…ohhh jak ja lubię każdy czwartek

Czwartek! Nie środa, nie wtorek tylko czwartek wieczór…to dla mnie taka mała sobota. Odkąd pamiętam mój eMdżeJ czwartki spędza z kolegami. Dlatego te wieczory są dla mnie taką moją małą sobotą, kiedy to mam czas dla siebie, na siebie i ze sobą (oczywiście wszystko to ma miejsce jak już Hania pójdzie spać). Wcześniej był to wieczór z przyjaciółkami, z winem i książką albo domowy salon spa. Teraz wykorzystuje ten wieczór na chwilę samotności w ciszy, z blogiem…z filmem...lub starymi numerami miesięczników.  Oczywiście spa i wino nadal funkcjonują ale już nie są tak istotne…teraz liczy się cisza!

Są takie filmy które, choć już wcześniej oglądane, zawsze wywołują pozytywne emocje dlatego często do nich wracamy. Nadają się nie tylko na spokojny wieczór z mężem ale i samotny wieczór ze sobą. Moje typy znajdziecie poniżej:

1. Dobry Rok
Film, który jest tak lekki i przyjemny, że wracam do niego często. Zawsze działa tak samo...wywołuje wiele marzeń o kameralnej winnicy z małym domkiem…ehhhh :)


2. Hotel Marigold
Obsada już zapewnia dobre kino. Choć film trudno nazwać komedią, a sama akcja nie jest dla każdego to mnie takie filmy uspokajają.


3. Masz wiadomość
Tom Hanks to pewniak jeśli chodzi o dobre kino. To jedna z tych romantycznych komedii, która nie przyprawia mnie o mdłości.



4. Śniadanie u Tiffanyego
Ja osobiście nie przepadam za klasykami, nie oglądałam nigdy Casablanki. Ten film jednak pokochałam od pierwszego obejrzenia, i wracam do niego gdy tylko sobie o nim przypomnę.


5. Sherlock Holmes
Genialna gra aktorska Roberta D.Jr i jeszcze lepsza reżyseria. Takie kino akcji to ja lubię. Dla samych efektów wizualnych trzeba go obejrzeć kilka razy!




No i oczywiście jest też kilka typów na bardziej zajęte wieczory kiedy moja uwaga jest podzielona między kilka czynności…gotowanie, prasowanie, malowanie paznokci lub rzeczy DIY.

Zawsze niezawodne są:

1. Wieczni i nieśmiertelni Przyjaciele
Jak nie kochać serialu który bez względu na to ile razy by go nie oglądać śmieszy do łez.




2. Idealny na babski wieczór Sex and the city
Zazdrość, że niby ktoś pracuje tak, że go stać na Monolo Blahnika a jednocześnie non stop jest na lunchu z przyjaciółkami, która z nas by tak nie chciała…no po prostu babski serial.



3. Coś trochę na poważniej czyli Suits
Wkręciłam się z eMdżeJ'em - bo to jego branża - choć realia zupełnie inne :)





A Wy macie taka swoją "małą sobotę"? Co wtedy robicie? Macie jakiś ulubiony film do którego wracacie? A może serial który śledzicie? 



22 maja 2014

Tarta z kremem z białej czekolady

Oj ten tydzień rozpieścił nas pogodą. Codzienne piękne słońce i przyjemna temperatura powietrza wyganiała nas na plac zabaw i spacery. Zawsze jednak znajdujemy też czas na "zabawy" w kuchni. Głównie wygląda to tak, że mama gotuje a Hania sprawdza co tam nowego się dzieje w szufladach. I choć mam potem sporo sprzątania i układania tych wszystkich porozrzucanych przyborów kuchennych to tylko w ten sposób moje dziecko pozwala mi zrobić coś w kuchni. 

Początkowo ciasto miało wylądować u cioci Zuzy na urodzinach, ale że spacer zajął nam pół dnia przez co ciacho zaczęło "się robić" z opóźnieniem to i krem nie zastygł na czas. (Ciociu, przynajmniej zobacz co straciłaś i jakie pyszności mama robiła z myślą o Tobie!)


Tarta z kremem z białej czekolady


Składniki:
-  kruche ciasteczka (Oreo, Degestive i temu podobne)
- 100g masła
- 2 tabliczki białej czekolady
- 200ml śmietanki 36%
- 250ml serka mascarpone
- owoce sezonowe (truskawki, borówki, etc)


Na spód do tarty można użyć ciasta kruchego wg standardowego przepisu. Ja jednak zrobiłam go ze zmiksowanych ciasteczek Oreo (bez nadzienia) i roztopionego masła - zawsze tak robię gdy goni mnie czas. Ciasteczka ucieram z masłem, a następnie wypełniam foremkę do tarty i wstawiam na 10-15min do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni C.

Gdy spód się piecze jest czas na zrobienie kremu. Ubijam na sztywno zimną śmietankę, a gdy jest gotowa dodaje serek mascarpone. Te dwa składniki mieszam już dużo delikatniej (szpatułką lub trzepaczką) gdyż miksowanie może zważyć śmietanę. W międzyczasie wstawiam do kąpieli wodnej połamaną czekoladę. Gdy już się rozpuści i trochę przestygnie dolewam ją delikatnie do masy i całość ponownie mieszam. Nie da się nie oblizać łyżki ;p

Po wyjęciu spodu z piekarnika daje mu chwilę na ostygnięcie. Gdy jest gotowy przelewam naszą masę i układam na niej owoce. Tu już możecie poszaleć według Waszego smaku. Idealnie sprawdzają się tu truskawki, borówki, maliny…kto co lubi. Gotowe ciasto wstawiam do lodówki na min 2,5 godziny. Oczywiście ciasto można jeszcze przyozdobić miętą, cukrem pudrem lub posypać zgniecioną bezą. U nas tym razem było truskawkowo :)


 Smacznego!


19 maja 2014

Warto Tu Zaglądać - part II

Zaniedbałam temat! Przepraszam! Ostatnio tyle się dzieje, pogoda dopisuje więc dużo wychodzimy i mam tylko wieczory na pisanie. Koniec tego usprawiedliwiania się! Oto kolejna lista stron, które polecam:




1. 

Choć wystrój mojego mieszkania nie pasuje do stylu Shabby Chick, to co jakiś czas pozwalam sobie na bajeczne rzeczy ze sklepu Pretty Home. Kolorowe talerzyki, pastelowe miski i przecudne, delikatne dzbanki. To tylko część rzeczy, którą tam znajdziecie.




2.

Jak już jesteśmy przy gotowaniu to polecam Wam także kolejny przyjemny blog kulinarny.  Agnieszka pokarze Wam jak szybko i smacznie można wyczarować pyszne danie. Do tego cudne zdjęcia jej dokonań powodują, że trudno nie ślinić się nad monitorem :)





3.

Po urodzeniu Hani szukałam wskazówek jak ćwiczyć aby szybko wrócić do formy.  Asia zachęca do ćwiczeń, tworząc specjalne zamknięte grupy dla wydarzeń, które mają na celu się wspierać. Podpowiada co samemu jeść i co przygotować dla swojego malucha. Strona pełna inspiracji i dobrych rad. Która mama jeszcze tam nie trafiła, koniecznie musi tam zajrzeć.




4.

Co jakiś czas szukam inspiracji na makijaż. Nie jestem w tym mistrzynią i te wszystkie kosmetyczne triki są dla mnie czasem wyzwaniem. Asia w prosty i przyjemny sposób pokazuje jak umalować się na randkę, do pracy i na co dzień. W dodatku co jakiś czas pokazuje kosmetyczne nowości i poleca produkty, które warto mieć w swojej kosmetyczce. No i jeśli w drogeriach/sklepach będą jakieś promocje to dzięki Maxineczce, będziecie o tym wiedziały jako pierwsze!



5. 

No i kontynuując temat urody Maxineczka poleciła, a ja przetestowałam stronę Kosmetyki z Ameryki, gdzie można w BARDZO atrakcyjnych cenach kupić genialne kosmetyki. Znajdziecie tam takie marki jak L'Oreal, Revlon, O.P.I i wiele innych. Nikt nie lubi przepłacać, dlatego jeśli lubicie okazje to od razu klikajcie i zerknijcie czy są tam Wasze ulubione marki.







A Wy macie jakieś strony godne polecenia, bez których nie wyobrażacie sobie funkcjonowania?




8 maja 2014

Chustonoszenie ułatwia życie

Jak Hania była malutka zdecydowałam się na zakup chusty elastyczniej. Koleżanki mi ją zachwalały, jak to zbliża z rodzicami, jak miło czuć malucha tak blisko. Dla mnie dodatkowym atutem były wolne ręce, dzięki czemu mogłam ogarnąć mieszkanie, zrobić obiad i poczytać na książkę na huśtawce. Chusta okazała się też być bardzo przydatna na wakacjach, gdzie dużo spacerowaliśmy, czy na drobnych zakupach w osiedlowym sklepie, gdzie potrzebowałam szybko skoczyć bez całego ogarniania wózka, w którym Hanul już od maleńkości się buntowała.



Gdy Hania podrosła chusta elastyczna zaczęła być dla nas niewystarczająca. Wtedy też poznałam Agnieszkę Strzałkowską, akredytowanego doradcę noszenia w chustach i zapisałam się do niej na kurs. Ponieważ dwie moje znajome wypytywały mnie ostatnio o chusty postanowiłam przeprowadzić z Agą krótką rozmowę, która mam nadzieję, że rozwieje Wasze wątpliwości w tym temacie. 

DbDMum: Aga, jak zaczęła się Twoja przygoda z chustonoszeniem?  Teraz jesteś akredytowanym doradcą…a jaki był początek?

Agnieszka: Gdyby nie moja córka Łucja, zapewne nawet nie zainteresowałbym się tym tematem. O chustach słyszałam wcześniej, gdyż moja przyjaciółka Ula nosiła już swoje najmłodsze dziecko w chuście. I gdy urodziła się Łucja dostałam od moich przyjaciół chustę elastyczną, którą potem zamieniłam na chustę tkaną. I tak zaczęło się moje chustowanie. Poza tym Łucja miewała czasem kolki i był to jedyny sposób, aby pomóc nam, jako rodzicom i jej, jako maluszkowi. Ciepło wytwarzane poprzez wzajemny kontakt niwelowały w znacznym stopniu bóle kolkowe, jak również dawały dziecku poczucie bliskości z rodzicem. To piękna historia, która trwa. Mimo, że teraz dużo częściej moja córka podczas zabawy nosi swoje lalki.

DbDMum: Wiele mam widziało i zna nosidełka. W czym chusta jest lepsza? Czy to nie jest przypadkiem tylko eco-moda?

Agnieszka: Gdy prowadzę zajęcia chustowe, to zawsze podkreślam, że noszenie dziecka w chuście jest przede wszystkim potrzebą, a nie modą. Wspiera rodziców w świadomym rodzicielstwie. Będąc doradcą Akademii Noszenia zalecam noszenie dzieci w nosidełkach ergonomicznych lub miękkich dopiero w momencie, kiedy dziecko już opanowało siedzenie. Natomiast chusta sprawdza się już dużo wcześniej, w młodszym wieku dziecka. Moim zdaniem, jeśli dziecko jest prawidłowo zawiązane, to jest stabilniejsze w chuście niż w nosidełku.  Chusta bardzo ściśle otula niemowlę i podpiera jego całe plecy.

DbDMum: A motanie? Dużo osób boi się, że to trudne i zajmuje dużo czasu.

Agnieszka: To pewnego rodzaju mit. Jeśli tylko rodzice chcą nauczyć się wiązania dziecka w chuście to z pewnością im się uda. Jak każdej umiejętności należy się tego uczyć. Najlepiej, jeśli osoby noszące dzieci w chuście uczą się od doradców chustowych, którzy odpowiedzą na wszystkie wątpliwości i pytania. Czasami problem z motaniem wynika z niewłaściwie dobranej chusty lub niewłaściwej długości chusty. Każda powinna być przystosowana do możliwości rodzica oraz wiązań, jakich chce się nauczyć. Nie ukrywam, że również tutaj sprawdza się zasada, że trening czyni mistrza. 

DbDMum: Czy chusta jest dla wszystkich dzieci? Kiedy można rozpocząć przygodę z chustą?

Agnieszka: Moim zdaniem chusta jest dla wszystkich zdrowych maluchów. Jedynie dodatkowe konsultacje zalecam w przypadku, gdy dziecko ma kłopoty z napięciem mięśniowym. Wówczas najlepiej takie dziecko spróbować zawiązać w chuście w obecności fizjoterapeuty. Jeśli chodzi o przygodę z noszeniem to w przypadku doświadczonych rodziców można ją zacząć już od pierwszych tygodni życia dziecka. A jeśli rodzice nie czują się pewnie, to okolice pierwszego miesiąca życia dziecka to dobry czas na rozpoczęcie nauki chustowania. 

DbDMum: Jeśli już się zdecydujemy - jak jej używać? Na spacery? Przy codziennych czynnościach? Do spania?

Agnieszka: Chusta ma wiele zastosowań, ale najczęściej pomaga swobodnie nosić dziecko na spacerach lub przy codziennych czynnościach. Jednym z haseł chustowych jest „dwie wolne ręce”, które czasami są nam tak bardzo potrzebne. Chusty sprawdzają się także w chwilach trudnych, kiedy dziecko jest płaczliwe  lub przeziębione. Motanie w chuście jest też przydatne, kiedy dziecko często lubi być noszone na rękach. Możemy też nosić w chuście śpiące dziecko, ale to już raczej zalecałbym dla starszych dzieci. Najmłodsze po zaśnięciu w chuście lepiej rozwiązać i położyć w wózku lub łóżeczku. 

DbDMum: Na co należy zwrócić uwagę przy wyborze chusty?

Agnieszka: W tej chwili na naszym rynku wydawniczym pojawiło się już wiele pozycji książkowych, które zawierają porady dotyczące rodzajów chust, jak i sposobów wiązania i noszenia dziecka w chuście. Moim zdaniem przy wyborze chusty istotne jest, z jakiego materiału jest wykonana, jaki ma splot. Bywają materiały bawełniane lub mieszanki. Ważna jest także długość chusty. Zazwyczaj chusty w paski są łatwiejsze w prawidłowej nauce wiązania, gdyż po ich wzorze widzimy na sobie jak układa się chusta. Warto sprawdzić, czy chusty posiadają certyfikaty na materiał, jak również barwniki, które były wykorzystane przy jej barwieniu. To bardzo ważne, gdyż nie unikniemy sytuacji, że nasze dziecko będzie brało chustę do buzi.

DbDMum: Jeśli jednak ktoś wybierze nosidełko - czy zdecydowanie coś odradzasz?

Agnieszka: Najwłaściwsze są nosidełka ergonomiczne lub miękkie. Takie nosidełko powinno otulać całą miednicę dziecka, aż do kolan. Natomiast nie zalecałabym stosowania typowych nosidełek twardych, gdyż nie sprawdzają się w przypadkach malutkich noworodków i niemowląt. Poza tym w nosidełkach nosimy już dzieci starsze, samodzielnie siedzące. I zdecydowanie odradzam noszenie dziecka przodem do świata. Taka pozycja wymusza nienaturalne ułożenie dziecka, jak również maluch jest narażony na nadmierne bodźce z otoczenia. Na ten temat można byłoby przygotować odrębny wykład, jak takie noszenie dziecka może powodować konsekwencje w jego dalszym rozwoju motorycznym. Jedyną zalecaną prawidłową pozycją to dziecko zwrócone przodem do rodzica (tutaj wyjątkiem może być wiązanie - plecak, kiedy dziecko jest noszone na plecach rodzica, ale wtedy także jest przodem do osoby noszącej).

DbDMum: Gdzie można Cię znaleźć w sieci, jeśli miałoby się do Ciebie jakieś pytania w tym zakresie?

Agnieszka: Akredytowanym doradcą chustowy jestem już od ponad 4 lat. Prowadzę stronę internetową www.swiatchusty.pl i mam swój fan page na FB. Zapraszam wszystkich chętnych do kontaktu poprzez e-maila: agastrzalkowska@gmail.com. Jednocześnie moje doświadczenie można sprawdzić na stronie www.akademianoszenia.pl w zakładce doradcy.


Agnieszko, jeszcze raz pięknie dziękuję za poświęcony mi czas!



5 maja 2014

Konwaliowe Love


Wiosna ach wiosna! Kto nie lubi jak wszystko budzi się do życia…no i to cudowny zwiastun, że zaraz pojawi się lato! Maj jest dla mnie tym pięknym przejściowym miesiącem kiedy kwitną kwiatki, wszystko robi się kolorowe. Nie można zapomnieć też o szparagach, które teraz rozpoczynają sezon. Maj to także słońce, które zaglądając przez okno przyjemnie mnie budzi. W kwietniu w moich wazonach gościły tulipany tulipany, maj jednak przynosi nam w prezencie frezje i konwalie. Uwielbiam nie tylko ich zapach, ale i (w przypadku konwalii) ich delikatny i subtelny wygląd. Choć nie każdy je docenia to według mnie zasługują na więcej uwagi i pochwały.


Photos: Pinterest


Będąc dziś na zakupach na bazarku, gdzie dostaje kuchennego orgazmu, nie mogłam się powstrzymać i kupiłam kilka pęczków moich ulubieńców - białych i pachnących konwalii. Szczęśliwa pognałam do domu, i dopiero tam uświadomiłam sobie, że wazonów u mnie mnóstwo…ale raczej tych w rozmiarze "L". Po remoncie nie ostały mi się żadne małe wazoniki i pojemniczki, ale przecież matka polka radzi sobie ze zmianą pieluchy w warunkach ekstremalnych a nie miała by sobie poradzić ze znalezieniem zamiennika na jakiś tam wazonik? Poszukałam, poszperałam i tak znalazłam kilka naczyń, które idealnie się do tego nadawały.


Nr 1.
Słoiczek na przetwory udekorowany kolorową wstążką





Nr 2
Szklanka w kolorowej osłonce na doniczki






Nr 3
Niezawodny kieliszek do wina




Lubie takie improwizacje, bo w domu robi sie oryginalniej a ja mam okazję na nowo przypomnieć sobie co właściwie kryje się w moich szafkach kuchennych. No i uświadamiam sobie, że nie warto wydawać pieniędzy na nowe bambetle w domu. 


A Wam która wersja podoba się najbardziej?


2 maja 2014

Królestwo Panny Hanny

Już jakiś czas temu obiecywałam Wam, że pojawi się post z pokoikiem Hani. W końcu udało mi się znaleźć chwilę aby z rana (bo tylko wtedy wpada tam słońce) zrobić kilka zdjęć. Zanim jeszcze zaszłam w ciąże, w naszym mieszkaniu wydarzyła się wielka rewolucja remontowa. Mówiąc wielka mam na myśli duże "W" - wszystkie ściany runęły i przez dwa dni mieszkanie było jednym wielkim open space'em. Ponieważ już przy okazji remontu chciałam pomalować pokój malucha, musiałam wybrać taki kolor, który będzie odpowiedni i dla dziewczynki i dla chłopca. Padło na mięte. Dla innych to morski, turkusowy…a dla mojego męża "zielonkawy". Jaki to kolor musicie ocenić sami. Urządzanie pokoiku Hani było dla mnie ogromną przyjemnością. Kocham zakupy…i tak jak już kiedyś pisałam, nie ważne czy to zakupy dla mnie czy dla młodej. Wybór artykułów dla niemowląt, mebli, dekoracji i dodatków jest tak ogromny, że aż szkoda że nie można urządzić kilku pomieszczeń na różne pory dnia. 

Długo zastanawiałam się nad meblami. Wiele moich koleżanek doradzało mi tanie wersje z IKEI, bo dziecko szybko z nich wyrasta lub je niszczy. Ja jednak zdecydowałam się na inwestycję  i wybrałam taką wersję mebli która starczy nam (mam taką nadzieję) na dłużej. Mój wybór padł na piękną wersje romantyczną mebli Studio Caramella. Zakochałam się w nich od razu, i choć miałam przez chwilę wątpliwości czy cena nie jest za wysoka, wizyta w sklepie stacjonarnym szybko je rozwiała. Meble są piękne, solidnie wykonane i łatwe do utrzymania w czystości. Oczywiście nie skończyło się tylko na mebelkach, dzięki częstym  promocjom udało mi się upolować także lampkę i żyrandol z pięknej serii z koronką oraz biały wiklinowy kosz na zabawki. I powiem jedno: WARTO BYŁO!









Kolejne były dekoracje. Zaczęłam od ochraniaczy i literek, które podpatrzyłam u mojej koleżanki. Podobały mi się prace Margoletki, dlatego też odezwałam się do niej czy dobierze mi coś w określonych kolorach. Małgosia spełnia senne marzenia :) Zarówno ochraniacze jak i literki wyszły cudnie! Kolorystyka idealnie wpasowała się w klimat koloru ścian i mebelków. Nie myślałam długo tylko od razu domówiłam podusie. Nasze ochraniacze wiele z nami przeszły. Odkąd Hania chodzi w łóżeczku, codziennie je masakruje, dlatego przymierzamy się do kupienia nowych, trochę wyższych i zdecydowanie będziemy ich szukać u Margoletki :)






Naszym "must have" były także pompony. Widziałam je kiedyś na targach i wiedziałam że będą pięknie wyglądać w pokoiku Hani. Co jakiś czas zmieniają swoje miejsce, służą nam nie tylko do dekoracji ale i zabawy. Są też doskonałym gadżetem do wszelkiego rodzaju sesji zdjęciowych i stylizacji dziecięcych. Na rynku jest ich coraz więcej, można wybierać nie tylko w kolorach ale i rozmiarach. My na wspomnianych targach poznałyśmy firmę Love&Love, śledziłyśmy ich profil na FB dzięki czemu trafiłyśmy na super promocję i ustrzeliłyśmy od razu trzy rozmiary. 









Kolejnym, myślę że fajnym, elementem pokoju Hanki jest część ściany pomalowana specjalną czarną kredową farbą. Dzięki temu rodzice (w chwili obecnej) a poźniej Hania mają po czym pisać, rysować i zostawiać sobie śmieszne wiadomości. Choć ma ona także swój minus, bo trzeba ścierać spadający z kredy pyłek z podłogi, to uważam że w przyszłości może dawać Hani wiele radośc. Tak wiem! Reszta ścian będzie pewnie dawała jej jeszcze większą radość, bo po nich "niby" nie można malować :)



Jeśli chodzi o resztę wystroju to większość rzeczy jest dziełem przypadku, które były uzupełniane w miarę potrzeb. Obrazki zakupione okazyjnie w sieci Empik, uniwersalne i wszędzie pasujące białe ramki IKEA czy otrzymane w prezencie maskotki. Jak pewnie zauważyliście u Hani już pojawiają się zdjęcia. Uważam, że to najbardziej uniwersalny akcent dekoracji w domu, a my mamy genialnych przyjaciół (love u Snap Studio), których zdjęcia są z nami od dnia naszego ślubu, przez sesję z brzuszkiem aż do pierwszych zdjęć Hanki. 







Od razu wyprzedzę pewne pytania. Nie, nie zawsze panuje u nas taki porządek i tak, Hania ma więcej zabawek, mniej lub bardziej kolorowych ale aktualnie zajmują one 1/3 naszego salonu :)