7 lipca 2014

Przedstawienie czas zacząć...

Wszystko zaczyna się pięknie. Tak pięknie, że zdarza Ci się jej zazdrościć. Najpierw fajnego chłopaka…przystojnego, kulturalnego i z głową pełną pomysłów na biznes. Potem jesteś uczestnikiem bajkowego ślubu…ona wygląda jak księżniczka, on niczym książę. Myślisz sobie "kurcze, ta to ma szczęście, gdzie takie można nabyć?".  Spotykasz się z taką idealną parą i trochę Ci żal, że jesteś singlem. Wszystko układa się tak jak powinno, dzieci…pierwszy chłopak, wiec można by powiedzieć, że już tylko dom i dąb do posadzenia pozostał. Potem córeczka…idealna…śliczna…blond loczki. Wspomniany wcześniej dom też się pojawia. Taki z wielkim ogródkiem, czerwonym dachem i łazienką, której zazdrościsz straszliwie. 

Ahhh jaki wspaniałe życie. Jak ja lubię takie scenariusze. Choć nie lubię być zazdrosna…to to była pozytywna zazdrość…też tak chciałam…i tyle. Kontakt trochę osłabł…wiadomo ona zarobiona bo dzieci, bo ma swój mały biznes, bo dom, bo mąż. Skoro nie oddzwania, to nie będę się narzucać. Trochę szkoda, trochę żal. Po paru miesiącach dzwoni i pyta czy wyskoczymy na drinka. Wygląda na zmęczoną. Ba! Zmordowaną! Opowiada co się u niej dzieje, że szał, że praca, że dzieciaki dużo atencji potrzebują…jest cudownie ale czasem trudno. Mało mówi o sobie, cały czas my to…my tamto… Czy po założeniu rodziny traci się własne ja? Nie mi to oceniać, nie znam się. …ja ledwo co zaręczona, o zakładaniu rodziny wiem niewiele.

Kontakt znów urywa się na kolejne kilka miesięcy. Żal mi tym bardziej, że miała być na moim ślubie, a napisała tylko sms'a, że nie dadzą rady. Ważna dla mnie chwila, jej nie ma, ale zdarza się. Widzę jednak fajne zdjęcie na facebook'u…kolejne super wakacje z błękitną wodą i palmami…ZAZDROŚĆ!!! Dzwoni po paru tygodniach przeprosić i zapytać jak było. To miłe. Interesuje się, a przecież mogłaby o nic nie pytać. Po kolejnych miesiącach ciszy tym razem dzwonię ja. Zapraszam ją na spotkanie paru wspólnych koleżanek. Przychodzi. Nadal wygląda na zmęczoną…a na głowie guz. Ahhh te dzieciaki, tu zabawa, tam śmiechy i o kontuzję z użyciem kolana nie trudno. Inne w gronie, też mamy, wspominają swoje rany zabawowe. Ja jeszcze nie wiem o co chodzi, dopiero żona ze mnie…z dziećmi kontaktów bliższych brak. 



Kilka tygodni temu, spotykam jej siostrę. Przypadkiem wpadamy na siebie i idziemy na szybką kawę. W trakcie rozmowy żalę się na nią i na brak kontaktu. Od siostry dowiaduje się, że jest bardzo źle. On okazał się apodyktycznym skur…synem. Znęcał się nad nią nie tylko fizycznie ale przede wszystkim psychicznie. Dzieciaki żyły w wiecznym terrorze i groźbach, co będzie jak komuś powiedzą. Wyobrażacie sobie co musiały czuć te dzieci? Jak wielki strach musiał nimi rządzić aby faktycznie nikomu nie wyjawić co się dzieje w domu? A ona? Zastraszana…wiecznie manipulowana i obwiniana o całe zło tego świata. 

Czasem człowiek nie zdaje sobie sprawy, że tak blisko niego odbywa się teatrzyk…ba!…sztuka! Może gdybym się bardziej interesowała…mocniej walczyła o utrzymanie kontaktu, mogłabym coś zauważyć…pomóc! Teraz biję się z myślami czy powinnam się odezwać…czy powiedzieć, że wiem…że jestem jak coś…nadal nie zrobiłam żadnego kroku ;/

Rozglądajcie się kochani uważnie…czasem ten piękny obrazek kryje pod sobą wielkie tragedie...


5 komentarzy:

  1. Przerażające jakie dramaty mogą dziać się tuż obok, a my nie jesteśmy niczego świadomi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta historia od początku wydawała się zbyt cukierkowa ... ja na Twoim miejscu bym się odezwała, może jej siostra opowiedziała Ci to właśnie po to?

    OdpowiedzUsuń
  3. Odezwij się. Wyciągnij z domu. Zaoferuj wsparcie, że jesteś. To naprawdę potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak piszą dziewczyny wyżej, spróbuj się pierwsza odezwać, może rozmawiając szczerze wspólnie coś wymyślicie? Przerwiecie tą chorą sytuację! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń