Obserwuje ten blogowy świat od jakiegoś czasu, a dodatkowo od paru miesięcy aktywniej w nim uczestniczę. I choć wydawało mi się, że skandale i afery widać tylko na pierwszych stronach kolorowych gazet, to ostatnio pojawia się ich coraz więcej w blogosferze. Są takie tematy, które warto poruszać, zdania są w nich podzielone, ale zawsze mogą one drugiej stronie coś uzmysłowić lub wyprowadzić z błędu (np. temat szczepionek choć ja staram się go nie wywoływać). Jeśli jednak słyszę wielkie oburzenie bo komuś nie podobają się dzieci w samych rajstopkach w salach zabaw albo wielkie nagonki bo matka maluje dziecku paznokcie i to ponoć czyni je przez to bardziej seksualnym…no to proszę…czy ktoś nie ma poważniejszych problemów?. Powiem szczerze, że w takim razie bardzo zazdroszczę, bo ja się borykam z problemami kiedy wracać do pracy, czemu Hanka źle śpi w nocy i czy zakładać czy nie własny biznes.
Rozumiem, że każdy ma swoje zdanie, ale czy warto poruszać pewne tematy w formie długiego postu? Zawsze pod czymś takim zaczną się komentarze za lub przeciw, w dodatku mniej lub bardziej kulturalne. Z drugiej strony - często do takich postów powstaje kontr odpowiedź. Pamiętać jednak trzeba, że wystawiając swoje dziecko przed publikę, i to nie łatwą bo często wykorzystującą swoją anonimowość, musimy być gotowi na różnego rodzaju krytykę. Matka jednak jak lwica w obronie dziecka, odpowiada i tak zaczyna się odbijanie piłeczki, wsparcie i poparcie od zaprzyjaźnionych blogerów i wywoływanie wszechobecnej "wojny". O co? O paznokcie? O rajstopki? O wolność słowa? A może o słuszność swojego zdania?
Często pytam o opinie na różne tematy mojego męża. Mężczyzna mój ma dobrze poukładane w głowie i bardzo zdrowe podejście do życia. Za każdym razem jak słyszy o jakichś "problemach" wśród moich koleżanek lub o tych drobnych aferkach między blogującymi mamami, kwituje to zdaniem "tylko baby tak potrafią". I po namyśle, stwierdzam że ma całkowitą rację. No bo co by zrobił w takim przypadku facet? W normalnych warunkach (czyt. nie internet), pewnie dał by komuś w mordę (taki żarcik), mój mąż twierdzi jednak, że faceci poszliby się napić i by się rozeszło po kościach. W świecie internetu, facet raczej by to olał. Skwitował jednym tekstem. Może jakimś komentarzem. Jedno jest pewne…post by z tego nie powstał (tak wiem u mnie w sumie powstał…trochę w tym temacie ;P).
To kolejny raz kiedy mamuśki pokazują pazurki i stwierdzenie "solidarność jajników" przestaje istnieć. Strach pomyśleć co będzie następne. "Buciki z Zary - najgorsze zło dla małych stopek" , "Wyrodna matka kupuje plastikowe nieekologiczne zabawki FisherPrice" a może "Turkusowy pokój dziecka wyrazem wstępu do homoseksualizmu"? Tak, tak wiem! Trochę przesadzam…ale już nawet śmiać mi się nie chce na te "ważne" sprawy.
Ale przecież te afery wywoływane są tylko po to żeby nabić sobie wejść na stronkę! Dlatego ja nie biorę w nich udziału. Nie opowiadam się za żadną ze stron, bo wiem, że autorki i tak tego nawet nie przeczytają. Często nawet robią ustawki typu - ty piszesz to, ja jestem przeciwko, dajemy linki do swoich postów i się ,,żremy". Jak się rozejdzie (czyt. mnóstwo osób się w to włączy) to ,,godzimy się" i wszystko jest cacy. Śmieszą mnie takie postępowania, ale jeszcze bardziej kobiety, które się w to dają wciągnąć. A problemy takie prawdziwe, poważne zawsze są gdzieś z tyłu :-(
OdpowiedzUsuńHej, przeczytałam od deski do deski - masz dobry styl, przyjemnie się czyta.
UsuńJomika z phogoblog'a
Hahaha! Ja dzielę pokój z Młodym. Kolor na ścianach to bordo i róż. :)))
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, zapraszam do dodania swojego bloga do spisu blogow o ciazy i rodzicielstwie :)
OdpowiedzUsuńSpis znajduje sie tutaj:
http://spisblogowociazy.blogspot.co.uk/
Witamy się :-)
OdpowiedzUsuńSłodko tu u Was - z chęcią zaglądać będziemy :-)