Hania ząbkuje! Tak wiem, każdy to przeszedł i jakoś to przeżył.
Hania ma bunt na wózek! Jasne, wyrośnie z tego, przecież to nie koniec świata.
Hania nie lubi się ubierać! Oczywiście, można ją przecież zabawiać, będzie dłużej ale bez płaczu…
Ostatni miesiąc daje mi mocno popalić. Myślałam, że trafił mi się los na loterii bo mam "bezproblemowe" dziecko. Myślałam tak, bo pierwsze 9 miesięcy było pikusiem. Teraz czuję się jak mama z komiksu - pomięty dres (no ok leginsy i bluza) + związane włosy + podkrążone oczy + połamane paznokcie…a jak już jesteśmy przy "+" to jeszcze + 3kg.
Czy jestem sfrustrowana?…nie wiem…i nie dlatego, że nie jestem ale dlatego, że nie jestem pewna czy znam znaczenie tego słowa… jeśli oznakami są: zmęczenie, smutne westchnięcie na kolejne marudzenia Hanki, wyczekiwanie godziny kąpieli to być może "frustracja" to dobre określenie. Ostatnio zaczęłam rozumieć wszystkie mamy, które wieczorem padają na pysk, nie mając siły ani na ćwiczenia ani na gotowanie obiadu na jutro. Nawet perspektywa wyjścia na wino i plotki nie jest dziś atrakcyjna.
I tak człowiek (czyt. matka) żyje zabiegany cały dzień, bo ogarnia zabawki i naprawia wyrządzone w mieszkaniu "szkody" już nie mówiąc o tym, że gotując musi zgrabnie uciekać przed nadciągającym, raczkującym gekonem (no nie mówcie, że nie widzicie podobieństwa gekon -> raczkujące dziecko) Później wybija godzina 19.00 i człowiek dodatkowo wygląda jakby właśnie złapała go deszcz, no bo przecież chlapanie wodą to świetna zabawa.
A potem przychodzi moment spokoju…kiedy Hania wtulona we mnie zasypia, trzyma mnie za palec i póki głęboko nie zaśnie nie puszcza nawet na chwilę…patrzy na mnie w ciemności tymi wielkimi ślepiami walcząc z opadającymi powiekami…dotyka rączką mojej buzi…lubi jak całuje jej dłoń…niby ucieka a potem znów się podstawia…
To właśnie ten moment, ta końcówka sprawia, że te dzienne dawki złości i braku sił odchodzą w niepamięć…znikają…a ja wiem, że dla niej zrobię wszystko i że nie ważne, że teraz bywam zmęczona…ważne, że ona jest zadowolona, że odkrywa ze mną świat i że nawet po całym dniu wspólnej zabawy jestem jej potrzebna aby spokojnie zasnęła.
Mogę się założyć, że każda z Was to ma…i że nie zamieniłybyście tych chwil na nic innego :)
Też mam ząbkującego gekona (czyt. Juniora) z awersją do wózka (do momentu wyjścia z domu), więc doskonale Cię rozumiem ;) ale nadchodzi ten moment, kiedy idzie spać a wtedy ciszę przerywa Duśka: "Mamo! Wreszcie możesz się ze mną pobawić"!. Bezcenne :))
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że czasem sobie myślę że przy dwójce to serio trzeba być SuperMamą :)
UsuńNo pewnie, że każda z nas (czytaj: mam!) to zna i pewnie każda nie zamieniłaby tych chwil na nic innego :-) Na ,,pocieszenie" mogę dodać, że im starsze tym będzie bardziej pod górkę ;-) :-*
OdpowiedzUsuńOooo how sweet :) ale dobrze wiedzieć za w czasu ;p
UsuńA ja, z drugiej strony - jeszcze "nie rozpakowana" (czyt. czekam na Jagódkę) a czytając takie posty zaczynam się na serio bać. Z drugiej strony pocieszające jest to, że w tym wszystkim jest jednak coś pięknego :)
OdpowiedzUsuńKasiu,
Usuńzapewniam Cię ze tych piknych chwil jest duzo wiecej niz tych "ciezkich" - piekne trafiaja sie zawsze…trudne - w zaleznosci od urodzonego egzemplarza :) A kiedy Jagódka zamierza się pokazać na świecie?
Jakbym czytała o swoim rocznym synku!!!dorzuciłabym jeszcze do pakietu noszenie i usypianie na rączkach+3 pobudki w nocy :)
OdpowiedzUsuńA myślałam,że tylko ja mam takiego "kochanego potwora" ;)
Dorota
Dorota, te potwory to chyba są wszechobecne :)
UsuńDla tego wieczornego rytuału warto się pomęczyć :) moja prawie trzymisięczna córeczka ma awarsję do snu w dzień, ale kiedy po kąpieli tuli się do mnie i tak słodko patrzy, gdy śpiewam kołysankę to zmęczenie mija. A z drugiego pokoju już słychać synka, który woła, aby poczytać mu na dobranoc. I to fakt - jeszcze jej się zmieni :) powodzenia :)
OdpowiedzUsuń